RSS

poniedziałek, 23 listopada 2009

"Zakochani"


Jest nam tak cicho, że słyszymy
piosenkę zaśpiewaną wczoraj:
"Ty pójdziesz górą, ja doliną..."

Chociaż słyszymy -- nie wierzymy.

Nasz uśmiech nie jest maską smutku,
a dobroć nie jest wyrzeczeniem.
I nawet więcej, niż są warci,

                                                        niekochających żałujemy.                                                            


Tacyśmy zadziwieni sobą,
że cóż nas bardziej zdziwić może?
Ani tęcza w nocy.
Ani motyl na śniegu.

A kiedy zasypiamy,
we śnie widzimy rozstanie.
Ale to dobry sen,
ale to dobry sen, bo się budzimy z niego.


"Nic dwa razy"

"Pogrzeb"


Czaszkę z gliny wyjęli,
położyli w marmury,
luli luli ordery
na poduszkach z purpury.
Czaszkę z gliny wyjęli.

Odczytali z karteczki
a) był to chłop serdeczny,
b) zagrajcie, orkiestry,
c) szkoda, że nie wieczny.
Odczytali z karteczki.

A ty oceń, narodzie,
a ty szanuj tę zdobycz,
że kto raz się urodzi,
może zyskać dwa groby.
A ty oceń, narodzie.

Nie zabrakło parady
dla tysiąca puzonów
i policji dla tłumów,
i huśtania dla dzwonów.
Nie zabrakło parady.

Mieli oczy umkliwe
od ziemi ku niebiosom,
czy już lecą gołębie
i bomby w dziobkach niosą.
Mieli oczy umkliwe.

Między nimi i ludem
miały być tylko drzewa,
to tylko, co się w liściach
przemilczy i prześpiewa.
Między nimi i ludem.

A tu mosty zwodzone,
a tu wąwóz z kamienia,
z dnem gładzonym pod czołgi,
z echem do zadudnienia.
A tu mosty zwodzone.

Jeszcze pełen krwi swojej
lud odchodzi z nadzieją,
jeszcze nie wie, że z grozy
sznury dzwonów siwieją.

Jeszcze pełen krwi swojej.

"Reszta"

Ofelia odśpiewała szalone piosenki
i wybiegła ze sceny zaniepokojona,
czy suknia nie pomięła się, czy na ramiona
spływały włosy tak, jak trzeba.

Na domiar prawdziwego, brwi z czarnej rozpaczy
zmywa i -- jak rodzona Poloniusza córka --
liście wyjęte z włosów liczy dla pewności.
Ofelio, mnie i tobie niech Dania przebaczy:
zginę w skrzydłach, przeżyję w praktycznych pazurkach.
Non omnis moriar z miłości.

"Dworzec"

Nieprzyjazd mój do miasta N.
odbył się punktualnie.

Zostałeś uprzedzony
niewysłanym listem.

Zdążyłeś nie przyjść
w przewidzianej porze.

Pociąg wjechał na peron trzeci.
Wysiadło dużo ludzi.

Uchodził w tłumie do wyjścia
brak mojej osoby.

Kilka kobiet zastąpiło mnie
pośpiesznie
w tym pośpiechu.

Do jednej podbiegł
ktoś nie znany mi,
ale ona rozpoznała go
natychmiast.

Oboje wymienili
nie nasz pocałunek,
podczas czego zginęła
nie moja walizka.

Dworzec w mieście N.
dobrze zdał egzamin
z istnienia obiektywnego.

Całość stała na swoim miejscu.
Szczegóły poruszały się
po wyznaczonych torach.

Odbyło się nawet
umówione spotkanie.

Poza zasięgiem
naszej obecności.

W raju utraconym
prawdopodobieństwa.

Gdzie indziej.
Gdzie indziej.
Jak te słówka dźwięczą.

"Miłość szczęśliwa"

Miłość szczęśliwa. Czy to jest normalne,
czy to poważne, czy to pożyteczne --
co świat ma z dwojga ludzi,
którzy nie widzą świata?

Wywyższeni ku sobie bez żadnej zasługi,
pierwsi lepsi z miliona, ale przekonani,
że tak się stać musiało -- w nagrodę za co? za nic;
światło pada znikąd --
dlaczego właśnie na tych a nie innych?
Czy to obraża sprawiedliwość? Tak.
Czy narusza troskliwie piętrzone zasady,
strąca ze szczytu morał? Narusza i strąca.

Spójrzcie na tych szczęśliwych:
gdyby się chociaż maskowali trochę,
udawali zgnębienie krzepiąc tym przyjaciół!
Słuchajcie, jak się śmieją -- obraźliwie.
Jakim językiem mówią -- zrozumiałym na pozór.
A te ich ceremonie, ceregiele,
wymyślne obowiązki względem siebie --
wygląda to na zmowę za plecami ludzkości!

Trudno nawet przewidzieć, do czego by doszło,
gdyby ich przykład dał się naśladować.
Na co liczyć by mogły religie, poezje,
o czym by pamiętano, czego zaniechano,
kto by chciał zostać w kręgu.

Miłość szczęśliwa. Czy to jest konieczne?
Takt i rozsądek każą milczeć o niej
jak o skandalu z wysokich sfer Życia.
Wspaniałe dziatki rodzą się bez jej pomocy.
Przenigdy nie zdołałaby zaludnić ziemi,
zdarza się przecież rzadko.

Niech ludzie nie znający miłości szczęśliwej
twierdzą, że nigdzie nie ma miłości szczęśliwej.
Z tą wiarą lżej im będzie i żyć, i umierać.

"Gaweda o milosci ziemi ojczystej"

Bez tej miłości można życ,
mieć serce suche jak orzeszek,
malutki los naparstkiem pic
z dala od zgryzot i pocieszeń,
na własna miarę znań nadzieje,
w mroku kryjówkę sobie uwić,
o blasku próchna mówić ,,dnieje'',
o blasku słońca nic nie mówić.
Jakiej miłości brakło im,
że są jak okno wypalone,
rozbite szkło, rozwiany dym,
jak drzewo z naglą powalone,
które na płytko wrosło w ziemie,
któremu wyrwał wiatr korzenie
i jeszcze żyje cząstkę czasu,
ale już traci swe zielenie
i już nie szumi w chórze lasu?
Ziemio ojczysta, ziemio jasna,
nie będę powalonym drzewem.
Codziennie mocniej w ciebie wrastam
radością, smutkiem, duma, gniewem.
Nie będę jak zerwana nic,
Odrzucam pusto brzmiące słowa.
Można nie kochać cie - i żyć,
ale nie można owocować.
Ta dawność jej w głębokich warstwach... Czasem pośrodku drogi stanę:
może nieznanych pieśni garstka
w skrzyni żelazem nabijanej,
a może dzban, a może łuk
jeszcze się w łonie ziemi grzeje,
może pradawny domu próg
ten, którym wkroczyliśmy w dzieje?
Stad idę myślą w przyszłe wieki, wyobrażenia nowe składam.
Kamień leżący na dnie rzeki
oglądam i kształt jego badam.
Z kamienia tego rzeźbiarz przyszły wyrzeźbi głowę rówieśnika.
Ten kamień leży w nurcie Wisły,
a w nim potomna twarz ukryta.
By na tej twarzy spokój był
i dobroć, i rozumny uśmiech,
naród mój nie żałuje sił,
walczy i tworzy, i nie uśnie. Pierścienie świetlnych lat nad nami, ziemia ojczysta pod stopami.
Nie będę ptakiem wypłoszonym
ani jak puste gniezdo po nim.
Pytania zadawane sobie 1954

"Z nie odbytej wyprawy w Himalaje"

Aha, więc to Himalaje,
Góry w biegu na księżyc,
Chwila startu utrwalona,
na rozprutym nagle niebie.
Pustynia chmur przebita.
Uderzenie w nic.
Echo - biala niemowa.
Cisza.

Yeti, niżej jest środa,
abecadło, chleb
i dwa a dwa to cztery,
i topnieje śnieg.
Jest czerwone jabłuszko
przekrojone na krzyż.

Yeti, nie tylko zbrodnie
są u nas możliwe
Yeti, nie wszystkie słowa
skazują na śmierć.

Dziedziczymy nadzieję -
dar zapominania.
Zobaczysz jak rodzimy
dzieci na ruinach.

Yeti, Szekspira mamy.
Yeti na skrzypcach gramy.
Yeti, o zmroku
zapalamy światło.

Tu - ni księzyc, ni ziemia
i łzy zamarzają.
O Yeti Półtwardowski,
zastanów się, wróć!

Tak w czterech ścianach lawin
wołam do Yeti
przytupując dla rozgrzewki
na śniegu
na wiecznym.

"Pochwała snów"

We śnie
maluję jak Vermeer van Delf

Rozmawiam biegle po grecku
i nie tylko z żywymi.

Prowadzę samochód,
który jest mi posłuszny.

Jestem zdolna,
piszę wielkie poematy.

Słyszę głosy
nie gorzej niż poważni święci.

Bylibyście zdumieni
świetnością mojej gry na fortepianie.

Fruwam, jak sie powinno,
czyli sama z siebie

Spadając z dachu
umiem spaść miękko na zielone.

Nie jest mi trudno
oddychać pod wodą.

Nie narzekam:
udało mi się odkryć Atlantydę.

Cieszy mnie, że przed śmiercią
zawsze potrfię się zbudzić.

Natychmiast po wybuchu wojny
odwracam się na lepszy bok.

Jestem, ale nie muszę
być dzieckiem epoki.

Kilka lat temu
widziałam dwa słońca.

A przedwczoraj pingwina
Najzupełniej wyraźnie.


"Woda"

Kropla deszczu mi spadła na rekę,
utoczona z Gangesu i Nilu,


z wniebowziętego szronu na wąsikach foki,
z wody rozbitych dzbanów w miastach Ys i Tyr.


Na moim wskazującym palcu
Morze Kaspijskie jest morzem otwartym,


a Pacyfik potulnie wpływa do Rudawy
tej samej, co fruwała chmurką pod Paryżem


w roku siedemset sześdziesiątym czwartym
siódmego maja o trzeciej nad ranem.


Nie starczy ust do wymówienia
przelotnych imion twoich, wodo.


Musiałabym cię nazwać we wszystkich językach
wypowiadajac naraz wszystkie samogłoski


i jednocześnie milczeć - dla jeziora,
które nie doczekało jakiejkolwiek nazwy


i nie ma go na ziemi - jako i na niebie
gwiazdy odbitej w nim.


Ktoś tonął, ktoś o ciebie wołał umierjąc,
Było to dawno i było to wczoraj.


Domy gasiłaś, domy porywałaś
jak drzewa, lasy jak miasta.


Byłaś w chrzcielnicach i w wannach kurtyzan.
w pocałunkach, całunach.


Gryzac kamienie, karmiąc tęcze.
W pocie i rosie piramid, bzów.


Jakie to lekkie w kropli deszczu.
Jak delikatnie dotyka mnie świat.


Cokolwiek kiedykolwiek gdziekolwiek sie działo,
spisane jest na wodzie babel.

"Liczba Pi"

Podziwu godna liczba Pi
trzy koma jeden cztery jeden.
Wszystkie jej dalsze cyfry też są początkowe
pięć dziewięć dwa, ponieważ nigdy się nie kończy.
Nie pozwala się objąć sześć pięć trzy pięć spojrzeniem,
osiem dziewięć obliczeniem,
siedem dziewięć wyobraźnią,
a nawet trzy dwa trzy osiem żartem, czyli porównaniem
cztery sześć do czegokolwiek
dwa sześć cztery trzy na świecie.
Najdłuższy ziemski wąż po kilkunastu metrach się urywa.
Podobnie, choć trochę później, czynią węże bajeczne.
Korowód cyfr składających się na liczbę Pi
nie zatrzymuje się na brzegu kartki,
potrafi ciągnąć się po stole, przez powietrze,
przez mur, liść, gniazdo ptasie, chmury, prosto w niebo,
przez całą nieba wzdętość i bezdenność.
O, jak krótki, wprost mysi, jest warkocz komety!
Jak wątły promień gwiazdy, że zakrzywia się w lada przestrzeni!
A tu dwa trzy piętnaście trzysta dziewiętnaście
mój numer telefonu twój numer koszuli
rok tysiąc dziewięćset siedemdziesiąty trzeci szóste piętro
ilość mieszkańców sześćdziesiąt pięć groszy
obwód w biodrach dwa palce szarada i szyfr,
w którym słowiczku mój a leć, a piej
oraz uprasza się zachować spokój,
a także ziemia i niebo przeminą,
ale nie liczba Pi, co to to nie,
ona wciąż swoje niezłe jeszcze pięć,
nie byle jakie osiem,
nie ostatnie siedem,
przynaglając, ach przynaglając gnuśną wieczność
do trwania.



Liczba π

Liczba π jest niewymierna,
zatem jej rozwinięcie jest nieskończone i nieokresowe.
Niedawno udowodniono, że w rozwinięciu liczby π
można znaleźć wszystkie liczby naturalne.
Znacznie wcześniej taką hipotezę postawiła nasza noblistka
- Wisława Szymborska w wierszu "Liczba pi".
Dlatego wszystkie liczby, które mają tę samą własność
(tzn. ich rozwinięcia zawierają wszystkie liczby naturalne),
nazywa się niekiedy liczbami Szymborskiej.
Taką liczbą jest np. 0,1234567891011121314...

Bibliografia

Szymborska stanowi fenomen i zagadkę: skromna, zamknięta, dyskretna i wyciszona elektryzuje czytelników. Prostota jej wierszy skutecznie opiera się objaśnieniom badaczy i bezbłędnie trafia w gust współczesnego odbiorcy. Poetka nawiązuje kontakt z publicznością ponad głowami krytyków i bez pomocy mass mediów, a jej wiersze rozchodzą się w nakładach równych powieściom popularnym. Co decyduje o popularności Szymborskiej i jej sukcesie? Osobliwość stylu, odrębność, wyłączność rozumiana jako warunek twórczej i egzystencjalnej niezależności. Szymborska nie utożsamiała się nigdy z żadnym kierunkiem poetyckim, stworzyła własną szkołę pisania, własny język - pełen dystansu do wielkich wydarzeń historycznych, do biologicznych uwarunkowań ludzkiego istnienia, do społecznej roli poety, do systemów filozoficznych, ideologii, prawd przyjmowanych na wiarę, nawyków, stereotypów, zahamowań. Był to również język współczucia dla pokrzywdzonych, język zachwytu nad urodą życia, które poraża swym pięknem, nielogicznością, tragizmem. Język wyważonych sądów i stonowanych uczuć; język liryki kontrolowanej przez umysł chłodny i świeży, język poddany intelektualnym rygorom, które nie wykluczały wrażliwości na zwyczajne atrakcje bytu. Język na ogół lojalny wobec mowy potocznej, nieznacznie poszerzający jej zasoby leksykalne. Język paradoksu, z pozoru prosty, a w istocie wyrafinowany i przewrotny.

Szymborska pisze mało; obliczono, że wydała zaledwie dwie i pół setki wierszy. Być może dzięki temu ograniczeniu są one prawie bez wyjątku arcydziełami. W każdym razie od połowy lat pięćdziesiątych należy do ścisłej czołówki polskich i europejskich poetów.

Źródło: www.polska2000.pl Copyright: Stowarzyszenie Willa Decjusza


Wybrana bibliografia:

  • * DLATEGO ŻYJEMY, Warszawa, 1952
  • * PYTANIA ZADAWANE SOBIE, Kraków: WL, 1954
  • * WOŁANIE DO YETI, Kraków: WL,1957
  • * SÓL, Warszawa: PIW, 1962
  • * STO POCIECH, Warszawa: PIW, 1967
  • * WSZELKI WYPADEK, 1972
  • * WIELKA LICZBA, 1976
  • * LUDZIE NA MOŚCIE, Warszawa: Czytelnik, 1986
  • * KONIEC I POCZĄTEK, Poznań: a5, 1993
  • * WIDOK Z ZIARNKIEM PIASKU, Poznań: a5, 1996
  • * LEKTURY NADOBOWIĄZKOWE, Kraków: WL, 1992
  • * STO WIERSZY - STO POCIECH, Kraków: WL, 1997
  • * >>> CHWILA, Kraków: Wydawnictwo ZNAK, 2002
  • * >>> RYMOWANKI DLA DUŻYCH DZIECI, Kraków: Wyd. a5, 2003
  • * >>> DWUKROPEK, Kraków: Biblioteka Poetycka Wydawnictwa a5, 2005
    • Polecamy: # Małgorzata Baranowska: "Wisława Szymborska - poezja istnienia" # Aneta Wiatr o "Dwukropku" Wisławy Szymborskiej - "Twórczość" 02/2006 W 2006 roku >>> DWUKROPEK (Biblioteka Poetycka Wydawnictwa a5) uzyskał nominację do >>> NAGRODY NIKE 2006.
SZYMBORSKA! Unikalny holenderski spektakl teatralno-muzyczny - poezja Szymborskiej i muzyka.


szymborska_affichebeeld.png



Marlies Heuer i Ria Eimers - wiersze Szymborskiej, Jan Kuijken - muzyka (pianino, cello), Paul Knieriem - reżyseria